He, a już myślałem, że to będzie drugi 'nie-western', który będę oglądał z Wayne'm w roli głównej. A tu mamy wetsern, tyle, że przeniesiony w realia wielkomiejskiej dżungli, solidny film policyjny, przypominający pod pewnymi względami "Bullitta", "Brudnego Harry'ego", "Serpico", czy moje ulubione w tym temacie seriale - "Kojak" i "Ulice San Francisco". A więc, kto lubi wyżej wymienione i niesamowity klimat lat 70., ten powinien być kontent oglądając dzieło Sturgesa, mimo, że specjalnych rewelacji i oryginalności raczej tu nie uraczymy (zwłaszcza czytając opisy, w których właściwie wszystko jest powiedziane).
A więc Wayne (bodaj 67-letni) gra tu niesubordynowanego i działającego w dość brutalny sposób (skąd my to znamy?) policjanta, który wpada na trop korupcji w najwyższych kręgach policyjnych. Oczywiście po chwili traci odznakę, ale mimo tych i innych kłód rzucanych mu pod nogi, tak przez mafię, jak i przez kolegów z policji, stopniowo odkrywa prawdę.
Na szczęście film nie jest nudny: dużo się dzieje (strzelaniny, pościgi, cynki itd.), a akcja jest umiejętnie kontrapunktowana kontrolowanymi "przestojami", które posuwają ją naprzód (w przeciwieństwie np. do "Yakuzy" z Mitchumem). A taką furą, jaką miał Wayne i ja chętnie bym pośmigał...