John WayneI

Marion Robert Morrison

8,0
7 588 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby John Wayne

<Książę czego?

W 1965 roku były w Hollywood tylko trzy kluby, które coś znaczyły
dla facetów z przemysłu rozrywkowego. Wszystkie trzy były własnością
pewnej „grupy etnicznej".
Jeden nazywał się Action, drugi Trip, trzeci Whisky-a-Go-Go.
Do Action przychodzili zwykle aktorzy i ludzie z telewizji w
towarzystwie prostytutek; w Whisky królował Johnny Rivers, który grał
tam od lat, zaś Trip było dużą areną, gdzie grali wszyscy wielcy, którzy
przyjeżdżali nagrywać — Donovan, Butterfield Blues Band, Sam the
Sham and the Pharoahs.
Było też kilka innych klubów, ale one nie miały już takiej renomy.
Kiedy zjawiał się nowy zespół, zaczynał zwykle w Action, potem, jeśli
Johnny Rivers wziął sobie wolny dzień, mógł zagrać w Whisky (ale na
afiszach i szyldzie i tak było napisane, że gra Johnny Rivers), a kiedy
dostał kontrakt płytowy, grał w Trip. Nam udało się w końcu załapać do
Action.
W Halloween 1965 roku siedziałem sobie w przerwie naszego
występu na stopniach sceny. Miałem na sobie robocze spodnie koloru
khaki, koszulkę przypominającą górną część dziewiętnastowiecznego
stroju kąpielowego, czarny filcowy kapelusz z wypchniętym denkiem i
byłem bez butów.


-------> Nagle w klubie zjawił się ubrany w smoking

John Wayne

w towarzystwie jakiegoś gościa, dwóch goryli i dwóch kobiet w sukniach
wieczorowych. Wszyscy byli nieźle pijani.
Podszedłszy do sceny, Wayne chwycił mnie, podciągnął do góry i
zaczął klepać po plecach, krzycząc: „Pamiętam cię z Egiptu, byłeś
wspaniały... ale mi wtedy obciągnąłeś!"

Od razu poczułem do gościa niechęć. Pamiętajcie, że do tego klubu
przychodzili różni ludzie z show-businessu, od Warrena Beatty do Soupy
Salesa , tak więc nic dziwnego, że Książę też się tam znalazł.
W knajpie był komplet. Kiedy wszedłem na scenę, żeby zagrać ostatni
zestaw piosenek, powiedziałem do mikrofonu: „Panie i panowie, jak
wiecie, dziś jest Halloween. Mieliśmy tu powitać kilku znakomitych
gości, oczekiwaliśmy George'a Lincolna Rockwella, przywódcę
Amerykańskiej Partii Nazistowskiej, ale niestety nie mógł przybyć.

Jest tu z nami za to John Wayne".
Gdy skończyłem, on wstał od stolika, wytoczył się na parkiet i zaczął
przemawiać. Zniżyłem w jego kierunku mikrofon, żeby ludzie słyszeli, co
mówi: „... i jeśli zostanę wybrany, to obiecuję, że..." W tym momencie
jeden z goryli złapał Wayne'a i posadził go na krześle, a drugi oddał mi
mikrofon i powiedział, że jeśli się nie uspokoję, to będę miał zaraz DUŻO
KŁOPOTÓW.

Po koncercie podszedł do mnie kierownik klubu i powiedział: „Bądź
miły dla Księcia, bo kiedy jest w takim nastroju, rozdaje na prawo i
lewo pięćdziesięciodolarówki".

Jego stolik był przy wyjściu. Kiedy przechodziłem obok, Wayne wstał
i klepnął mnie w głowę wgniatając denko kapelusza. Zdjąłem kapelusz i
z powrotem wypchnąłem denko. To go wkurzyło i zaczął krzyczeć: „Co,
nie podoba ci się, jak naprawiam kapelusze? Naprawiam kapelusze
od czterdziestu lat". Włożyłem kapelusz na głowę, a on znowu wgniótł
mi denko. Powiedziałem: „Nie dam ci nawet okazji do przeprosin" i
wyszedłem.>



Z książki
<FRANK ZAPPA TAKIEGO MNIE NIE ZNACIE>
historia jak najbardziej prawdziwa, jeśli wierzyć Zappie.

PS. Na forum "II Buono, il brutto, il cattivo" poproszono mnie bym umieścił ten tekst na stronie JW. Tak więc spełniam prośbę i tekst zamieszczam. Wysyłam również posta adminom, z prośbą o dodanie tej pikantnej ciekawostki.

_mosquito_

Pewnie was to nie zdziwi, ale zawsze wolałem Franka Zappę.

Picu

Ja też zawsze wolałem Zappę.

_mosquito_

Tak BTW dzięki za polecenie fajnej książki :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones